Panuje dość powszechnie przekonanie, że gospodarstwa ekologiczne są mniej wydajne niż gospodarstwa konwencjonalne. ?Gospodarstwa permakulturowe? w tym przekonaniu jako twór będący pomiędzy jednymi a drugimi powinny zatem sytuować się z wydajnością gdzieś pośrodku.
Sam termin wydajność stanowi pewnego rodzaju fetysz wielu osób (mój z moim ukochanym współczynnikiem konwersji paszy również:) ). Czasami również w dyskusji niejako argument za tym, że gospodarstwa ?permakulturowe? to zabawa dla burżui, bo ?nie da się w ten sposób wyżywić świata?, ?mamy rosnącą populację?, musimy zatem używać ?chemii?, bo to jest ?wydajne?. Otóż: świeży, świński obornik to prawda!
Czym jest gospodarstwo ?permakulturowe?
Zacznę od tego, że nie ma ściśle określonej definicji tego czym jest gospodarstwo ?permakulturowe?. Permakultura to sposób projektowania samowystarczalnych i trwałych osiedli ludzkich w oparciu o podstawy etyczne, głównie poprzez tworzenie produktywnych połączeń między poszczególnym elementami systemu. Jest to zatem coś, co wykracza dość znacznie poza samą strefę rolniczo-ogrodniczą, zawiera w sobie takie elementy jak:
- architektura
- urbanistyka
- sozologia (ochrona środowiska i przyrody)
- zdrowie
- energetyka
- ekonomia
- stosunki społeczne
To dlatego zakres poruszanych na blogu tematów jest tak szeroki, co może sprawiać (i sprawia!) wrażenie pewnego ?braku sfokusowania?. Dlaczego tematyka jest tak szeroka*? Ponieważ te wszystkie czynniki są bardzo istotne w celu osiągnięcia ?celu? permakultury czyli trwałych i samowystarczalnych osiedli ludzkich. Przykładowo jeśli będziemy mieć nawet bardzo wydajne rolnictwo a niewydajną ?architekturę? to wkrótce by ogrzać się lub gotować żywność byśmy musieli wyciąć większość lasów ? to zaś wpłynęłoby negatywnie na wydajność rolnictwa ? częstsze byłyby wtedy powodzie i susze. Z czasem po wycięciu wszystkich lasów musielibyśmy zużywać do palenia większość materii organicznej wytwarzanej przez nasze wydajne rolnictwo. To sprawiłoby, że poziom materii organiczne i w konsekwencji żyzność gleb by spadła i wkrótce mieszkańcy tego kraju byliby nie tylko zmarznięci ale i głodni. Podobnie sytuacja ma się z innymi dziedzinami ? u kolegi Maczety Ockhama zobaczyłem zdjęcie, które pokazuje jak złe stosunki społeczno-ekonomiczne (w tym przypadku brak poszanowania prawa własności) wpłynęły na wycinkę lasów na Haiti. To zaś powoduje powodzie, głód ubóstwo. Gdyby nie międzynarodowa pomoc humanitarna ludność tego wyspiarskiego kraju w większości zginęłaby z powodu chorób, głodu, zamieszek. Określenie tego państwa Republiką Bananową byłoby względem niego komplementem. Znowuż widać, że trzeba patrzeć na dane zagadnienie całościowo, używając popularnego w naszych kręgach słowa ? holistycznie? Takie spojrzenie proponuje projektowanie permakulturowe.
Po prawej stronie Dominikana po lewej Haiti. Dane o lesistości z 2006 na Haiti mówią o około 2%. Można się domyślać, że w ciągu ostatnich kilku lat tylko jeszcze spadła.
Zatem czym jest to gospodarstwo permakulturowe? Można by myśleć, że to takie do której ręki przyłożył projektant permakulturowy? Może, choć wiele osób robi to na własną rękę i efekty ich działania są dobre. Sam określenie ?gospodarstwo permakulturowe? traktuję jako spektrum na pewnej skali a nie punkt. I tak niektóre gospodarstwa mają mniej lub więcej pewnych produktywnych elementów. Część osób może nazywać to permakulturą, część nie.
*?Promuję? na łamach bloga również wegetarianizm i tematy związane z paleolitycznym odżywianiem, to rzeczywiście mocno z permakulturą się nie wiąże ? to w ramach dbania prawdę i zdrowy styl życia Czytelników.
Elementy ?gospodarstwa permakulturowego?, które mogą zwiększać wydajność gospodarstw konwencjonalnych
- agroleśnictwo
- projektownie Keyline
- produktywne żywopłoty
- Holistyczne Zarządzanie Ziemią i pastwiskiem
- żywienie zwierząt odchodami
- żywienie zwierząt resztkami żywności
- zwiększanie poziomu materii organicznej w glebie
- akwakultura w tym akwaponika
- uprawa drzew paszowych
- nietypowe ogrzewanie
- trwałe plantacje biomasy
?Permakulturowe gospodarstwo? nie musi posiadać wszystkich tych elementów, wystarczy kilka. Czy można zatem nazwać gospodarstwo w którym uprawia się agroleśnictwo, rosną chroniące od wiatru żywopłoty z których pozyskuje się biomasę oraz używa się nawozów sztucznych gospodarstwem permakulturowmy? Nie wiem, ale chyba lepsze jest takie gospodarstwo, niż konwencjonalne w którym się nie wykorzystuje wymienionych wcześniej elementów do zwiększenia plonów, komfortu, zdrowia ludzi i zwierząt oraz zmniejszenia erozji?
Jakie czynniki powodują, że ?gospodarstwa permakulturowe? mogą wydawać się mniej wydajne?
Zawsze jeśli chcemy porównywać dwie lub więcej rzeczy należy brać rzeczy podobne. Nawet jeśli plony z ha rolnictwa ekologicznego są mniejsze niż konwencjonalnego, to nie oznacza to, że gospodarstwo permakulturowe jest mniej wydajne. Dużo zależy od uwarunkowań prawnych ? aktualnie np. uważa się w Polsce i UE, że bezpieczniejsze jest stosowanie niebezpiecznych pestycydów niż karmienie zwierząt resztkami żywności pochodzącymi od ludzi (ze stołówek, restauracji itp.). Chciałbym zauważyć, że jest to prawo oparte bardziej na emocjach niż solidnym rachunku zysków, strat czy prawdziwego niebezpieczeństwa. Zadam teraz takie pytanie: ?Które 10 ha gospodarstwo jest wydajniejsze??
- Gospodarstwo konwencjonalne nastawione na produkcję świń, w którym uzyskuje się 50 ton zbóż i 15 ton grochu?
- Gospodarstwo ?permakulturowe? nastawionym na produkcję świń, w którym uzyskuje się 20 ton kasztanów jadalnych, 10 ton orzechów włoskich, sporo siana oraz które pozyskuje z okolicznych restauracji i stołówek 300 ton resztek żywności (zakładając, że jest to legalne)?
Które z wymienionych wyżej gospodarstw jest ?wydajniejsze?? Które ma większą wydajność z ha? Co jeśli drugie gospodarstwo będzie pozyskiwać 500 ton resztek żywności? Aktualnie to drugie gospodarstwo (permakulturowe) jest mniej wydajne m.in. z powodów obowiązującego prawa a nie z racji?że się tak wyrażę przyczyn obiektywnych .
Kolejna sprawa na którą należy zwrócić uwagę to ilość azotu dostępna rolnikom konwencjonalnym a rolnikom ekologicznym ? zwykle dla tych pierwszych jest ona ogromna (są łatwo dostępne nawozy azotowe), w okolicach 100 ?50 kg na ha/rok w przeliczeniu na czysty składnik pochodzących z z samych nawozów sztucznych. Rolnicy ekologiczni mogą o tych wartościach tylko pomarzyć. W przeciętnym gospodarstwie ekologicznym zwykle nie ma tyle kompostu czy obornika by takimi dorodnymi dawkami nawozić pola, nie mówiąc nawet o łąkach. Jeśli można by używać resztek żywności ilość odchodów zwierząt byłaby większa, zatem więcej byłoby dostępnego rolnikom ekologicznym azotu. To zaś oznacza wyższe plony. Gdy doda się do tego fakt, że w gospodarstwach nie używających nawozów sztucznych poziom materii organicznej jest zwykle wyższy* widzimy, że potencjalny plon ekologicznych gospodarstw może być wyższy, pod warunkiem, że na polach będzie więcej azotu. A jego ilość zależny dzisiaj głównie od uwarunkowań prawnych. Dlaczego zatem rolnicy ekologiczni nie odbierają ?odpadów? z restauracji i stołówek i nie używają ich do robienia kompostu? Są co najmniej dwa powody:
- Potrzeba mieć zezwolenia na odbiór odpadów, na ich transport i? ponadto trzeba założyć do tego firmę. Tutaj więcej szczegółów na temat tego co trzeba by zrobić, by móc odbierać obierki od ziemniaków, starą zupę, kartony czy skorupki od jaj. Komu by się chciało i opłacało w coś takiego bawić? Mi na pewno nie. Jestem również przekonany, że zwykłemu rolnikowi, który w ciągu roku chciałby kilkanaście-kilkadziesiąt ton odpadów przekompostować również by się to nie kalkulowało.
- Wartość nawozowa odpadów żywności w stosunku do kosztów transportu jest stosunkowo niewielka, wartość odpadów jako pasza jest dużo wyższa. Zwróć proszę uwagę Czytelniku, że jeśli nakarmiłoby się zwierzęta resztkami i tak przetransportowałoby się pierwiastki zawarte w tych resztkach. Pierwiastki byłyby zatem wykorzystywane co najmniej dwa razy.
*Oznacza to większą retencję wody i substancji mineralnych w glebie.
Pokazuje to dość wyraźnie, że co prawda ?gospodarstwa permakulturowe? są aktualnie ?mniej wydajne? ale jest tego dość istotny powód ? nasi legislatorzy to po części kretyni, po części skorumpowani karierowicze tworzący prawo na zamówienie (przynależność do jednego zbioru nie wyklucza przynależności do drugiego! Ich część wspólna jest wcale pokaźna). Była potrzeba zakazania karmienia zwierząt resztkami żywności (sprawa związana z BSE) to się prawo ustanowiło. Niezbyt istotny był fakt, że choroba spowodowana była głównie karmieniem zwierząt stricte roślinożernych (krów) produktami mięsno-kostnymi.
Inne rodzaje usług/produktów gospodarstw permakulturowych i ekologicznych
Wspomniałem już w tym wpisie, że jeśli coś porównujemy, to powinniśmy porównywać podobne. Oto kilka efektów/plonów, które uzyskują dodatkowo rolnicy ekologiczni/permakulturowi a w których konwencjonalni gospodarze są gorsi:
- Plony z ha w czasie suszy
- Wyższy poziom materii organicznej w glebie chroni glebę przed erozją, kraj i innych rolników przed suszą i powodziami
- Większa ilość zadrzewień/zakrzaczeń chroni glebę przed erozją, kraj i innych rolników przed suszą i powodziami
- Wyższe plony w czasie niedoborów dostaw agrochemii (wojny, kataklizmy)
- Rolnicy ekologiczni/permakulturowi zanieczyszczają w dużo mniejszym stopniu rzeki, jeziora, stawy, mórz i oceanów dzięki czemu mniej obniżają produkcję żywności z tych półnaturalnych lub naturalnych ekosystemów (wbrew pozorom ilość żywności jaką można by tą drogą pozyskać nie jest tak mała). Ściek Bałtycki, zwany potocznie Morzem dobrym tego przykładem, że eutrofizacja (przeżyźnienie wody) wpływa negatywnie na ilość ryb.
To są czynniki realne i wymierne. Można również dodać na korzyść ekologicznych/permakulturowych te niewymierne:
- lepszy smak i wartości odżywcze ekologicznej żywności
- lepszy dobrostan zwierząt (w założeniach przynajmniej)
Rolnicy konwencjonalnie dokonują zatem pewnej eksternalizacji kosztów na społeczeństwo (poprzez dotacje do zalesiania itp.), właścicieli lasów i w mniejszym stopniu na rolników ekologicznych/permakulturowych (w glebach których poziom materii organicznej zwykle jest wyższy). Oznacza to, że ktoś inny ponosi pewne koszty konwencjonalnej działalności rolniczej. To fakt, nie opinia.
Jak zapewne pamiętamy powodzie, takie jak te z zeszłego roku wystawiają nam słony rachunek ? kosztują polskie społeczeństwo miliardy złotych, w skali świata zniszczenia są wielokrotnie większe. Czy powierzchnia zniszczonych przez powódź upraw nie powinny zaniżać statystyk rolników konwencjonalnych? Skłaniam się do twierdzenia, że tak ? gdyby pola uprawne powyżej miejsc powodzi były lasem, systemem agroleśniczym lub dobrą łąką z wysokim poziomem materii organicznej, wykopane byłyby swale, to skala zniszczeń byłaby zdecydowanie mniejsza, o ile powódź wystąpiłaby w ogóle.
Powodzie zaczynają się od erozji wodnej, ta zaś ma swój początek na polach uprawnych.
Na zakończenie chciałbym zaznaczyć, że nie jest moim celem ?pogrążenie? konwencjonalnego rolnictwa. ?Rolnictwo permakulturowe? czerpie przecież pełnymi garściami zarówno z konwencjonalnego jak i ekologicznego sposobu uprawy i hodowli. Chodzi mi tylko o to, by w rachunku dotyczącym wydajności poszczególnych rodzajów rolnictwa uwzględniono chociaż część pozycji, które przecież da się policzyć, a które zwykle do rachunku nie są liczone. Oraz to, że otoczenie prawne jest niezbyt sprzyjające ?rolnictwu permakulturowemu?. Bez zważania na te czynniki wyliczenia dotyczące wydajności rolnictw konwencjonalnego nie są wcale lepsze niż sprawozdanie finansowe przygotowane przez kreatywnych księgowych z Enronu.
https://sekrety-zdrowia.org/produkcja-zywnosci-samo-uprawa-hodowla/
” Polityka rolna preferująca obecnie stałe powiększanie areałów upraw rolnych w trójnasób przyczynia się do pogarszania istniejącego stanu rzeczy
Po pierwsze zmusza wielkotowarowe gospodarstwa rolne do sprzedaży, a nie do zagospodarowywania swoich produktów, które przechodząc przez wiele przeróżnych rąk w niewiadomej postaci i nie wiadomo gdzie trafią na stół.
Po drugie ścisła specjalizacja prowadzi do zaniku stosowania nawozów naturalnych z potężnym nagromadzeniem odchodów zwierząt w innych miejscach w postaci bomb ekologicznych.
Po trzecie produkcja wielkotowarowa stosuje olbrzymie tereny do mono upraw, co skutkuje zanikiem miedz, oraz zadrzewień i zakrzewień śródpolnych oraz różnorodnością upraw między nimi, co w konsekwencji pozbawia środowiska wielu organizmów .
Mającym wielkie zasługi w podtruwaniu konsumentów poprzez nadmierną obróbkę technologiczną wytworów natury i faszerowaniu ich środkami chemicznymi zakładom przetwórczym wtóruje handel wielkotowarowy ordynując nieświeżym kurczakom kąpiel w chlorze.
Dla zatrzymania procesów życiowych w owocach i warzywach stosuje substancje typu „kiełek stop” , które są bezwzględnie rakotwórcze i nie wydalane, gdyż ich formuła chemiczna jest nierozpoznawalna przez organizmy żywe. Bezwzględnie stosowanie związków chemicznych nierozpoznawanych przez organizm ludzki i zwierzęcy oraz roślinny w produkcji żywności podobnie w produkcji środków higieny itp. prowadzi do gromadzenia tych substancji w tkankach, a konsekwencji do wielu chorób.
Nowoczesna medycyna dziś stojąca na niebotycznie wysokim poziomie nie nadąża z ekspansją chorób cywilizacyjnych występujących w formach epidemii dotyczy to: otyłości, niezliczonych form cukrzyc, łuszczyc, SM, Parkinsona, Alzheimera, tocznia, raka, chorób układu krążenia itd.
Podstawą wszystkich tych schorzeń jest niewydolność układu pokarmowego spowodowana spożywaniem wysoko przetworzonych pokarmów z dużą ilością konserwantów . Nagonka prowadzona na alternatywne systemy leczenia czasami może być odebraniem ostatniej szansy na wyleczenie.
Dokonując zakupu prozaicznej rąbanki, owoców czy warzyw na hali targowej bądź prosto u rolnika jesteśmy w stanie uniknąć znacznej części zagrożeń, (które oczywiście za większe pieniądze mamy w handlu wielkotowarowym).
Takim działaniem strumień środków finansowych skierujemy we właściwe ręce. Eliminacja wielu rąk pośredników różnego autoramentu i przechodzenie do form zakupów bezpośrednich bez wątpienia przyczyni się do wzrostu zaufania między kupującym a sprzedającym, korzystnych relacji finansowych dla obu stron, rozwoju niskotowarowej produkcji rolnej – wzrost zatrudnienia, poprawy stanu zdrowia społeczeństwa przy ochronie środowiska naturalnego.
Produkcja żywności to nie to samo co uprawa i hodowla
Zwracając uwagę na taki stan rzeczy nie dokonuję żadnych wiekopomnych odkryć tak było u nas kiedyś w Polsce. Najpierw kołchoźnicy, a teraz Europejczycy prowadzą do rozwoju produkcji wielkotowarowej, chcąc mieć w ręku wszystko co możliwe, co stymuluje produkcję żywności, nawet system dopłat, rent strukturalnych i inne formy nacisku finansowego i administracyjnego.
Przewidujący Japończycy , których zapewne stać na zakup żywności dotują swoje nawet mini gospodarstwa w wysokości do 90%.
Zdrowe odżywianie polegające na jak najmniejszej odległości producenta żywności od stołu konsumenta , znane i stosowane do dziś dnia przez zdrowe i długowieczne społeczności Hunzów , Kalaszów i Dardów niezależnie zostało opracowane w XIX w przez szwajcarskiego dietetyka Bricher Bennera i obecnie jest dietą wzorcową.
Dietetyk ten, będąc jednocześnie lekarzem bardzo gorąco zalecał spożywanie posiłków bezpośrednio po ich przygotowaniu z produktów poddanych minimalnej obróbce, jak twierdził zawierają one bardzo dużo energii słonecznej.
Dojrzewanie zboża w kłosach najpierw w mendlach, a następnie w sąsieku i po takim procesie poddawane omłotom, mielone w żarnach młynów wolnobieżnych dawało doskonałą podstawę do wypieku chleba, tego prawdziwego. Trawy koszone na siano w fazie dojrzałości, optymalnie potraktowane jednym lub dwoma deszczami w celu usunięcia goryczki, nasycone olejkami eterycznymi i pełne dojrzałych nasion traw i ziół zapewniało zdrowie inwentarzowi.
Tak zwany „kwiat sianowy” jest od wieków stosowany w medycynie ludowej na wiele dolegliwości. Obecnie kosi się trawy w fazie największych zasobów białka. Dużym niebezpieczeństwem i to wielorakiego rodzaju jest stosowanie nasion modyfikowanych genetycznie.
Zbytnie zaufanie producentom tego typu materiału siewnego może doprowadzić do popadnięcia w zależność finansową i rzeczową bez żadnej alternatywy. Innym o wiele bardziej groźnym skutkiem , przy powszechnym stosowaniu nasion GMO jest wystąpienie kilkuletnich z rzędu nieurodzajów, co może doprowadzić do całkowitego pozbycia się materiału siewnego, a w konsekwencji stanu głodu.
Więcej na ten temat w artykule: Fenomen naturalnej żywności
Autor: Trzebnica”